niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 7.



* Oczami Niall'a *

-Gdzie ja jestem?- szepnąłem. Gdy nie doczekałem się odpowiedzi, uchyliłem powieki. Poczułem słońce na twarzy i mimowolnie zakryłem rękoma oczy. Kiedy przyzwyczaiłem się do światła, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wtedy zrozumiałem, gdzie się znajduję. W szpitalu. Skąd to wiem? Łóżko takie jak to może być tylko tym miejscu. Tylko jedna rzecz mnie zastanawia, mianowicie jak ja się tu znalazłem. Pamiętam tylko, że po kłótni z Zaynem wybrałem się do pubu i chyba się nieźle upiłem, bo reszty nie pamiętam. Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Resztką siły wydukałem ciche- proszę. W tym samym momencie do pomieszczenia weszło sześć osób. Na wszystkich po kolei spojrzałem. Między nimi nie było Zayn'a. Za to obok Sue stał jakiś umięśniony ciemnoskóry mężczyzna. Spojrzałem pytającym wzrokiem, lecz chyba nikt tego nie zauważył. Odwróciłem się do Louis'a chyba był zły i to na tego mięśniaka, bo miał minę jakby chciał go zabić.
- Jak się czujesz?- ciszę przerwał Harry.
-Szczerze to źle. Niedobrze mi i boli mnie głowa.- najwidoczniej Sue chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie do sali wszedł lekarz.
-A co tu was tak dużo?- spytał zdenerwowany.- chcecie, żeby Niall gorzej się poczuł? Każdy z osobna ma tu wchodzić, zrozumiano? Nie dane mi było usłyszenie do końca, kazania lekarza, bo w pewnym momencie poczułem jak oczy zaczynają mi ciekać, do tego doszło dygotanie rąk. Kiedy chciałem o tym poinformować lekarza, dostałem drgawek. Ostatnie co zakodowałem, zanim straciłem świadomość to pisk dziewczyn.

***

-Panie Horan, słyszy mnie pan? - na słowa doktora powoli otworzyłem oczy. Znów zaślepiło mnie słońce. Czy teraz nie powinno być wieczora? - przemknęło mi przez myśl.
- Co się stało?- lekarz odetchnął i powiedział:
- Miałeś atak.
- Czyli?- przestraszyłem się.
- Atak epilepsji inaczej padaczki.
- Ale ale dlaczego?
-Tego nie wiadomo.
- Czy ja umieram?- spytałem, czując jak łzy mi lecą wzdłuż policzka.
- Nie, nawet tak nie myśl. Najpierw musimy wiedzieć, co ci jest. Nie martw się na zapas. Tak w ogóle jak się czujesz?
- Oprócz tego, że jest mi ciągle niedobrze, bolą mnie mięśnie, jakbym przebiegł maraton i chcę mi się spać, to świetnie.
- Musimy ci zrobić więcej badań. A na ten moment chcesz, żeby weszli twoi przyjaciele? Wiesz, martwią się. - pokiwałem głową, na znak zgody.
Tym razem przyszły trzy osoby: Sue, Louis i Liam.
- Jak się czujesz?- zapytali niemal jednocześnie, na co się uśmiechnąłem.
- Dobrze.
- Nie kłam- odezwał się Li.
- No dobra, nie najlepiej. To aż tak widać?
- Jesteś blady jak ściana i masz chyba gorączkę.- rzekł Lou i dotknął mojego czoła.
- Trudno- westchnąłem.- wiecie może, gdzie jest Zayn?
- Dzwoniłam do niego, ale on nie odbiera. Palant jeden.
Posiedzieli u mnie bitą godzinę. Kiedy myślałem, że jest już dobrze moje ciało zalewała fala potu, teraz też tak jest tylko gorzej.
- Chyba będę wymiotować- powiedziałem.
Liam zerwał się z krzesła i podał mi miskę. Po chwili naczynie wypełniało moje śniadanie. Na dźwięk mojego cierpienia, przybiegła pielęgniarka. Po około 10 minutach, mój żołądek uspokoił się.
- Wstań, pójdziemy do łazienki- rzekła siostra.
Tak jak mi kazano zszedłem z łóżka. Gdy już stałem na podłodze, poczułem jak się chwieje. Chwilę potem leżałem jak długi na ziemi, nie mogąc się podnieść.

* Oczami Harry'ego  *

- Kurwa Malik otwórz te cholerne drzwi. Wiem, że tam jesteś. - dobijałem się do domu przyjaciela. W tym samym momencie usłyszałem szuranie kapciami i szczęk otwieranego zamka.
- Harry? - zdziwił się.
- Gdzie masz telefon?- zapytałem wściekły i wszedłem bez zaproszenia do jego przedpokoju.
- W kurtce, a co, coś się stało? - Już chciałem mu powiedzieć, kiedy przed nami stanęła jakaś lala w samej bieliźnie.
- Kochanie coś się stało?- spytała piskliwym głosem.
- Nie nic nic, wracaj do łóżka.
- Japierdziele Malik. Nasz przyjaciel jest w szpitalu, a ty pieprzysz jakąś laskę?
- Co?- najwidoczniej przestraszył się, bo od razu zbladł na twarzy.
- Wiedziałbyś dwa dni wcześniej, gdybyś odebrał.
- Kto?
- Niall.- jestem niemal pewny, że zobaczyłem w jego oczach łzy.
- No to co tak stoisz? Jedziemy.

* Oczami Niall'a *

Kiedy to upadłem na podłogę, zbiegło się kilka napakowanych typków i położyli mnie do łóżka, za co jestem im bardzo wdzięczny. Potem przyszedł doktor Evans i pukał mnie młoteczkiem. Wydaje mi się, że jest ze mną coraz gorzej. Nie mam w ogóle czucia w nogach, a rękoma mogę wykonywać podstawowe ruchy, takie jak podniesienie ich do góry. Lekarz nazwał to niedowładem połowiczym i niezbornością. Nie miałem nawet siły, żeby pytać się o co w tym chodzi. Gdy tak leżałem, rozmyślałem nad moim żywotem i co teraz ze mną będzie. Moje przemyślenia przerwał huk otwieranych drzwi. W progu stał zdyszany Mulat.
- Zayn?- próbowałem się podnieść, lecz nie dałem rady. On podbiegł do mnie i mocno się wtulił.
- Przepraszam- rzekł cicho.
Po krótkiej chwili do pokoju weszło kilka osób, w tym Harry.
- Ciesz się Niall, że udało mi się go wyciągnąć z domu.
- Dlaczego?- zapytałem zmieszany.
- W łóżku miał taką laskę, że nawet ja mógłbym tam zostać na pewien czas.- zaśmiał się Hazza, zupełnie nieświadomy, jak bardzo mnie to zraniło.
- Co?- łzy znowu się ze mnie lały. Już nawet tego nie kontrolowałem.
- Nie to nie tak.
- A jak? A zresztą nie chcę tego słuchać. Wynoś się.
- Ale....
-Nie słyszałeś? Wynoś się.- Malik wykonał moje polecenie, a ja zaniosłem się płaczem.

*Oczami Sue*

 Zaraz za Zayn’em wybiegł też Harry. Cała reszta, łącznie ze mną stała wokół łóżka Niall’a czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. Nikt się nie odzywał. Wszyscy pusto patrzyli się w stronę blondyna. Nawet Dave wyglądał na przejętego. Nie mogłam już tego dłużej wytrzymać. Podbiegłam do bezbronnego Horana i mocno przytuliłam do siebie. Chyba tylko ja domyślałam się o co w tym wszystkim chodzi. Przez głowę przeszło mi wspomnienie w kawiarni, kiedy spotkałam ich razem. Byli tacy szczęśliwi i beztroscy... Teraz dla mnie było już oczywiste, że pomiędzy nimi jest coś więcej niż przyjaźń. Kiedy Niall wypłakiwał mi się na ramieniu szepnęłam do niego – On cie kocha, nie martw się, on wróci. – Na te słowa poczułam, że moja bluza staje się coraz bardziej mokra, ale w tej chwili zupełnie mnie to nie obchodziło. Jedyne, co chciałam to być przy moim przyjacielu.

Po 10 minutach:

-Możesz mi powiedzieć, o co w końcu chodzi z tym całym Dave’m? – awanturował się Lou.
-Naprawdę? Kazałeś mi wyjść z sali, gdzie leży wręcz zdesperowany Niall, żeby spytać się mnie o takie gówno?
-Że co proszę?
-No chyba, że to jest dla ciebie ważniejsze niż to, żeby być przy Horanie w takich chwilach, co?
-Nie żartuj sobie Sue. – prychnął. – Dobrze wiesz, że zachowywałabyś się tak samo w mojej sytuacji.
-Jasne, pan wszechwiedzący się odezwał.
-Przestań. Dowiem się łaskawie w końcu kto to jest i skąd się tu wziął? Nie wygląda mi na odpowiednią osobę.
-A co ty możesz o nim wiedzieć? Pomógł mi, bez względu na to, jak bardzo będzie miał przez to przechlapane. Z resztą, nie musze się tobie ze wszystkiego tłumaczyć. – wykrzyczałam i po krótkiej chwili wybiegłam ze szpitala...
-Harry? Gdzie jesteście? – spytałam się loczka przez telefon. – Dobra, to czekam w parku przy fontannie.

***

-Sue, czemu tutaj jesteś? – dopytywał się Hazza, który co chwile wymieniał spojrzenia z Zayn’em, jakby miał do niego o coś pretensje.
-Nie pytaj... – odpowiedziałam, poczym widząc, że mulat trzyma w ręku paczkę fajek podeszłam do niego prosząc o jedną. Malik szybko podał mi swojego papierosa, którego zdążył mi już zapalić.
-Nie no kurwa nie dość, że zachowałeś się jak bezczelny dupek w stosunku do Niall’a, to jeszcze pozwalasz jej na takie rzeczy. Nie wiem, czy wiesz, ale Sue ma 17 lat. O ile Louis dobrze mi powiedział. – wyjął mi moją zdobycz z ust, rzucił na trawę, zdeptał i wyrzucił do kosza. – No co? Myślicie, że zostawiłbym to tu, żeby park się spalił? – zapytał zdziwiony. Pomimo naszych złych humorów nawet zaśmialiśmy się z Harry’ego.
-A co do Louis’a, to chyba sobie za dużo wyobraża. – powiedziałam zmieniając temat.
-Niech zgadnę, chodzi o Dave’a? Dzisiaj cos mi mówił, że mu nie pasuje. W ogóle jakiś taki był nie w humorze.
-Jasne, Louis bez żartów to nie Louis. - Na twarzy Zayn’a po raz pierwszy pokazał się usmiech.
-Wyolbrzymia...- dodałam.
-Niall też.-szepnął mulat chyba z nadzieją, że nie usłyszymy.
-Wiedziałam, że go kochasz!
-Rozumiem, że ten idiota wszystkim powiedział?
-Wiadomo, w telewizji już o tym mówią. – powiedziałam sarkastycznie. – Naprawdę wydaje ci się, że tak trudno się domyślić? Już na samym początku na to wpadłam.
-To jednak może nie jest taki głupi...
-Ty jesteś głupi. Nie ważne o co się pokłóciliście, ale masz to naprawić. Lepiej powiedz Harry’emu o co chodzi.
-Dzisiaj się już dowiedziałem. – odezwał się dumnie Styles na co mulat tylko przewrócił oczami.
-Co ja mam niby zrobić? On mnie zapewne teraz nienawidzi. Nie ma najmniejszych szans na pogodzenie się...
-Wracamy do szpitala. – zarządził loczek.
-Ohoho, nie ma opcji. Nie idę.
-Przestań Zayn, ja dam rade przebywać w jednym pomieszczaniu z Louis’em, to ty dasz rade z Niall’em.
-Jak z dziećmi... – podszedł do nas Harry, objął ramionami i pociągnął w stronę budynku, gdzie przebywał nasz przyjaciel.

................................................................

No i jest rozdział 7!
Gdyby nie Eliza to pewnie dodałabym go później haha ;)
Tak,tak znowu nie ja pisałam Zialla tylko dalszą część rozdziału.
Wtorek, środa, czwartek mam wolne, więc może uda mi się coś dodać, bo później wyjeżdżam c;
Jak nie macie co czytać,to możecie poszukać jakiś fajnych blogów tutaj
---> spis1d.blogspot.com
Przypominam, że mogę Was powiadamiać na tt o nowych rozdziałach (Zuzia_W1D) ! :)
Czekam na opinię o tym rozdziale, do zobaczenia!



sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 6.



*Oczami Sue*

 Godzina 3:17 :

 Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na godzinę. Nie wiedziałam, kto mógłby się o tej porze do mnie ‘dobijać’. Zobaczyłam na moim wyświetlaczu nieznany mi numer. Odebrałam.
-Dzień dobry, mam nadzieję, że pani nie obudziłam. Dzwonię z informacją na temat Niall’a Horan’a. Dzisiaj w nocy znalazł się u nas w szpitalu. Podał mi ten numer, powiedział, że nie ma już nikogo innego bliskiego. Ale to jest teraz nieistotne. Znaleziono go przed klubem. Osoby, które poinformowały nas o jego złym stanie opowiedziały nam, że chłopak wypił kilka piw, a potem wyszedł przed lokal i zemdlał na środku ulicy. Stąd właśnie takie zamieszenie. Co on tam robił.. A zresztą najważniejsze co ci chciałam też powiedzieć to to, że miał ze sobą walizki podpisane imieniem i nazwiskiem ‘Zayn Malik’. Myślę, że warto byłoby zawiadomić tę osobę o zaistniałym wydarzeniu, o ile ją znasz oczywiście. Jeżeli chodzi o Niall’a Horan’a to więcej dowie się pani na miejscu. Najlepiej jakby to było teraz. Jego stan nie jest dobry, więc przydałoby mu się wsparcie. Do widzenia. – zdążyłam usłyszeć zanim jeszcze się rozłączyła. Kiedy chciałam już zablokować mój dotykowy ekran zobaczyłam 8 nieodebranych połączeń. Niall. Byłam w szoku. Nie wiedziałam co robić. Przecież ja nawet nie mam jak tam dojechać, jest środek nocy, a do LA jechałabym co najmniej godzinę. Dodając to, że najpierw ktoś musiałby po mnie przyjechać. Louis odpada, Harry i cała reszta też. Za dużo czasu bym zmarnowała. Chociaż pewnie Zayn już powinien tam być. Nagle przyszedł mi do głowy świetny pomysł. Dosłownie 10 minut drogi stąd znajduje się przystanek autobusowy. Jak tamtędy przejeżdżaliśmy widziałam też kilka autokarów i busów.
Po 5 minutach byłam spakowana. Chciałam już wychodzić, kiedy ktoś zamknął mi drzwi przed nosem.
-Czekaj, czekaj gdzie ty idziesz? – usłyszałam jeszcze zaspany głos Emm.
-Jadę do domu. To znaczy do szpitala. – poprawiłam się.
-Co ? – spytała mnie ze zdziwieniem moja przyjaciółka.
-No do Niall’a. Musze już wychodzić, jest źle. – mówiłam już prawie przez łzy. Nie wiedziałam co z nim jest. On mnie potrzebuje. Chciało mi się płakać na myśl, że mnie z nim nie ma.
-Za 5 minut pod furtką. Idź powiedzieć wychowawcom, że wyjeżdżamy wcześniej, albo może lepiej zapytaj się czy możemy.
-Jesteś pewna? Nie chce ci psuć wycieczki. – odparłam niepewnie.
-Jasne, bo tu jest tak ciekawie. – powiedziała sarkastycznie.-  Idź już bo nie zdążymy! – krzyknęła, przy czym przewróciła swoimi piwnymi oczami.
-Boże, kocham Cie! Zaraz się spotykamy, pa!


*Oczami Emm’y*

Sue spóźniała się już 7 minut. Gratuluję. Ona zawsze musi coś wywinąć w takich sytuacjach...
Po jakimś czasie zauważyłam, jak w moją stronę idą dwie osoby, jedną z nich była na pewno moja przyjaciółka, a drugiej nie znałam. Czyżby jej się nie udało namówić wychowawcy i on właśnie szedł zgarnąć nas spowrotem do domków?  - No świetnie. – powiedziałam po ciuchu do siebie.
-Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać, naprawdę.. Zimno trochę, co? – rozmawiałam już rudowłosą. – Masz kurtkę. Ja mam jeszcze bluzę. – rzeczywiście strasznie zmarzłam, a o tej godzinie temperatura raczej jest minusowa. Włożyłam ubranie i spytałam się, gdzie jest ta osoba, z którą szła Sue.
-Aaa, no właśnie. Mam dwie wiadomości. Najpierw dobra, czy zła?
-Niech będzie ta gorsza..- odparłam.
-Nauczyciele spali, więc ich obudziłam i tak jakby nie byli w najlepszych nastrojach. No i nie zgodzili się, żebyśmy jechały. – widziałam, że przygnębienie opanowywało ją coraz bardziej.- Ale ja muszę. Nie mogę zostawić tak Nialla. Wiem, że możemy mieć przez to problemy, dlatego uszanuję Twoją decyzję kiedy nie pojedziesz.
-Głupia jesteś. Przecież bym ciebie nie zostawiła. To oczywiste że też chce tam być. W końcu niby widziałam ich wszystkich tylko raz, ale jednak się nieźle zakumplowaliśmy.
-To teraz ta dobra wiadomość... - specjalnie przeciągała, wie że mnie to denerwuje – Po drodze spotkałam Dave’a. Trener kazał im biegać. Trening im zrobił, jezu co za człowiek... O tej godzinie.
-Do rzeczy Sue!
-Dobrze już dobrze.. Porozmawialiśmy chwile, zaczął ode mnie wyciągać co się stało i powiedział, że nie pozwoli nam jechać samym do LA i to jeszcze busem. Chce nas zawieźć. Wiesz przecież, że się sprzeciwiałam, nie znamy go praktycznie. Ale to jednak nienajgorszy pomysł. Byłybyśmy szybciej na miejscu, a tak to nawet nie wiemy czy miałybyśmy czy pojechać. To jak, zgadzasz się? Proszę, proszę, proszę!
-Nie jestem do końca przekonana. – odpowiedziałam niepewnie. I w tej właśnie chwili pod furtkę podjechał duży, czarny samochód. To pewnie on – pomyślałam.
-Wsiadacie? – zapytał nas wysoki, ciemnoskóry chłopak.
-Więc...? – nalegała Sue.
-Zgadzam się, ale jest jeden warunek. – moja przyjaciółka spojrzała na mnie pytająco. – Masz przestać się martwić. Wszystko będzie dobrze. Niall nie jest taki, żeby zrobił sobie jakąś straszną głupotę. Jak dojedziemy to okaże się, że wszystko jest dobrze, wierzę w to. – objęłam ręką jej lewe ramię i poszłyśmy zająć dwa tylne siedzenia w samochodzie...
  Po jakiś 20 minutach drogi, rudowłosej przypomniało się, że ja i Dave jeszcze się nie znamy. Szybko skorzystała z okazji i przedstawiła mi swojego kolegę. Bo chyba nie przyjaciela? Na pewno nie.. Chociaż zobaczymy jak to się wszystko potoczy potem.
  Podczas całej godziny nikt prawie się nie odzywał, nikt nie miał do tego ochoty, nikt nie miał humoru... Może pomijając jeden mały incydent, kiedy prawie pokłóciliśmy się o to, że otworzyłam okno. Nie moja wina, że mam chorobę lokomocyjną. Chce mi się wymiotować prawie za każdym razem podczas trochę dłuższej niż 15 minut jazdy samochodem, zazwyczaj pomaga mi właśnie zwykłe przewietrzenie się. Dostanie się do mojego organizmu odrobinę nowego, czystego, nieskażonego tlenu.


  Atmosfera ciągle była jednak napięta. Dave zajęty jazdą, Sue patrząca bezcelowo w jakiś punkt znajdujący się na dworze. A ja? Ja słuchałam muzyki. Rozmyślałam... o tym, co mogło się stać Niall’owi? Co byłoby, gdybym nie miała moich przyjaciół, jakbym sobie bez nich poradziła? Dlaczego mój biologiczny ojciec odszedł od naszej rodziny? Dlaczego nigdy nie mogę trafić na odpowiednią osobę, która mnie zostawi, po prostu przy mnie będzie... Nigdy. Zawsze coś nie wychodziło. Po ostatnim razie postanowiłam bardziej przestrzegać się przed ludźmi. Nie ufam już im tak szybko, jak kiedyś. Nienawidzę wręcz ludzi, którzy wierzą w każde słowo wypowiedziane z ust jakiegoś kłamcy. Nienawidzę... Luke mnie zranił, tak strasznie zranił. Nie odzywaliśmy się do siebie od ostatniej rozmowy, od zerwania. Dużo o nim myślę. Z głowy nie może mi wyjść wspomnienie, kiedy po raz pierwszy wyznaliśmy sobie miłość. Mieliśmy wtedy po 15 lat. Spędzaliśmy ten upalny wieczór na plaży. Odpoczywaliśmy wpatrując się w przypływającą i odpływającą od nas wodę (to zabawne, że niektórzy ludzie zachowują się dokładnie jak ona, tak szybko odchodzą. Bez powodu..). Usłyszałam wtedy od niego że mnie kocha, on naprawdę mnie kochał. Te słowa zawsze wywoływały uśmiech na mojej twarzy. W moim życiu od razu gościło szczęście. Ale on mnie zostawił, bez powodu, zupełnie bez powodu zostawił... Staram się o nim zapomnieć, lecz nie mogę. Najlepsze chwile spędzone z nim stały się już tylko bezsensownymi wspomnieniami. Poczułam na moim policzku jedną, słoną łzę. Szybko otarłam ją ręką. Nie chciałam, żeby ktoś zauważył. Nie lubię pokazywać swoich uczyć. Można tak powiedzieć, że od jakiegoś tygodnia, lub dwóch noszę jako taką  maskę. Przez cały czas, który spędzam w szkole i na przeróżnych zajęciach dodatkowych tłumię w sobie to wszystko. Nie potrafię inaczej. Nie chcę, żeby ludzie tylko pytali się co mi się stało, że mam zły humor? Że płaczę? Przecież i tak nic nikogo to nie obchodzi. To wszystko jest bez sensu. Z moich głębokich rozmyśleń wyrwał mnie jednak głośny odgłos trąbiącego samochodu. Nie no, ale żeby o tej godzinie? Ludzie jeszcze śpią.. Okazało się, że byliśmy już przed samym szpitalem.

*Oczami Sue*

 Cieszę się, że już dojechaliśmy, ale zarazem boję o mojego przyjaciela. Przez to całe zamieszanie zapomniałam nawet zadzwonić do reszty zespołu..
 Po chwili słyszałam już głos Louisa. Był roztrzęsiony. Na bieżąco informował Herry’ego o tym, co do niego mówię. Na końcu usłyszałam tylko krótkie ‘zaraz będziemy’. Rozłączył się. Razem z Em postanowiłam wejść już do środka. Kiedy wysiadłam z samochodu, zobaczyłam przed sobą Dave’a.
-Idę z wami. Nie ma innej opcji. Zostanę do końca.
-Zapomniałeś chyba o swoich obowiązkach. Co z treningami? – spytałam ze zdziwieniem.
-Nic. – odpowiedział lekko oschle.

***

 Od dyżurującej pielęgniarki dowiedzieliśmy się, w której sali leżał Niall. Szybko byliśmy na miejscu. Znam ten szpital na wylot, kiedy byłam mała spędzałam tam mnóstwo czasu. Wtedy prawie codziennie chodziłam tam do mojej ponad 80-letniej babci. Od 7 do 10 roku życia bywałam tam w każde popołudnie. Zmarła w podeszłym wieku. Przeżyła swoje lata. Żałuję tylko, że tak krótko mogłam się nią ‘nacieszyć’.
 Staliśmy już przed salą 314, gdy wyszedł z niej człowiek ubrany w biały strój szpitalny. Na jego plakietce, przypiętej do koszuli widniał napis ‘Dr. Evans’. Od razu domyślił się, do kogo przyszliśmy.
-Właśnie wykonujemy resztę badań. Pan Horan jest wyczerpany. Będziecie mogli zobaczyć go dopiero za kilka godzin. – mówił opanowanym głosem.
-Kilka godzin ?! – krzyknęłam. – Ja muszę teraz, nie zabronicie mi przecież! – mówiłam zdenerwowana. Chciałam już wchodzić do środka, kiedy Emm zablokowała mi dojście do drzwi.
-Spokojnie Sue. Jeszcze nie teraz. Odpuść. – czy jej odbiło? Jak ja mam być spokojna w takim momencie. Przez ten czas dużo myślałam. Niall tak szybko stał się tak bardzo bliską mi osobą. Naprawdę się martwiłam
-Mogę chociaż wiedzieć co mu jest? – dopytywałam się lekarza.
-W tej chwili nie jesteśmy w stanie nic powiedzieć. Nie ma jeszcze wyników badań, więc możemy się tylko domyślać. Ale proszę się nie obawiać, wszystko powinno być w porządku. – zauważyłam jego dziwny wyraz twarzy. Wiedziałam, źe jest gorzej, niż mówi. Ja to czuje.
 Kiedy chciałam się jeszcze zapytać o to, kiedy dowiemy się dokładnie czy coś dolega Niall’owi odszedł. - Świetnie. – pomyślałam. Nie dość, że spóźniłam się, nie było mnie przy nim kiedy zapewne potrzebował mnie, to jeszcze teraz nie mogę się z nim zobaczyć.

***

-Sue, Sue, jesteśmy! – usłyszałam zmęczony i zdychany głos Harry’ego. Byli całą czwórką. Tak właściwie to trójką. TRÓJKĄ? Liam, Harry o Liam. Zaraz, zaraz, gdzie jest Zayn? Gdzie on do cholery jest... W głowie miałam coraz większy mętlik. Obwiniałam siebie trochę za tą całą sytuację. Jednak te 8 nieodebranych połączeń mogło coś znaczyć.
 Siedzieliśmy nerwowo na szpitalnych krzesłach przed salą już od 2 godzin. Przez ten czas zdążyłam zapoznać chłopaków z całą tą sytuacją. Mieli grobowe miny. Nie jestem pewna nawet, czy Harry się nie popłakał. Ja nie wytrzymałam. Wtuliłam się lekko w Dave’a. Czułam do tego na sobie spojrzenie Louis’a. Po tym, jak ich zapoznałam prawie w ogóle się nie odzywał. Liam chodził ciągle zamyślony od nas do automatu z kawą i tak w kółko, a Harry siedział z Emm koło nas jakby ich tutaj nawet nie było. Zastanawiała mnie tylko jedna rzecz... Gdzie jest Zayn? Chyba nikt poza mną nie zorientował się, że go brakuje.
 Po kolejnych 10 minutach zauważyłam tego samego człowieka, co wcześniej nie pozwolił zobaczyć mi się z moim przyjacielem. Tak, to na pewno on. Doktor Evans...


.....................................................................................

Hahaha, jak ja lubię trzymać Was w takiej niepewności! ;)
A tak wgl. cieszycie się, że jest rozdział?
Oczywiście przypominam, że możecie obserwować mnie na tt ( Zuzia_W1D). Jeśli chcecie być powiadamiani o nowym rozdziale piszcie ;)